Malbork 2022
Jedzenie
Śniadanie godzinę przed startem
Paczka naleśników z Żaby
Pół paczki Jeżyków i Redbull
Po pływaniu baton Chiacharge
Na rower
8 żeli Humma jabłko bez kofeiny
Baton urwis
2 sole
2 batony Trec 50g
Bułka z serem
0,5 wody
2L Izo
Żelki Powerbar
2 ibupromy
Bieg
2 żele
Pół drożdżówki
Sól
1.5 L wody
0.7 Izo
Redbull
2 ibupromy
Rower
Speed Concept, Ultegra Di2, za twardo 53-11/25
Śmigło i dysk. Gumy 25c.
Kokpit drag2zero
Pomiar mocy Inpeak
W piątek i sobotę cały dzień robota przy rowerach i spanie po 5h. Generalnie już ledwo chodziłem idąc spać w sobotę.
A jeszcze w piątek wieczorem zorientowałem się, że nie wziąłem stroju, a zapasowy dopiero co prałem i też został na suszarce. Szefc bez butów do kwadratu.
W niedzielę pobudka o 4.40.
Ciężko było się podnieść. Na śniadanie naleśniki z żabki, zjedzone jeszcze po ciemku.
Potem pół paczki Jeżyków, Redbull i jazda na start.
Z czasem krótko, dobrze że wszystko upchnąłem w strefie dzień wcześniej. Polecam takie rozwiązanie. Kolumbijskich kostek nie rozpakowałem z folii i oczywiście pojechały tak że mną na trasę…
Pływanie żabką, nie nerwowo. Obserwatorzy donieśli, że dwoch nas pokonało tak cały dystans.
Półtorej godziny później wsiadka na rower.
Wyjątkowo nie wskakiwalem w buty. A na spokojnie założyłem skary i buty w strefie. I chip na chropowatym pasku na skarpetę. Bo już mnie taki raz na ćwiartce obtarł.
Płynąc podziwiałem zamek i myślałem o tym w co się ubrać. Marcin Ławicki mówił „maks kamizelka”. Miałem w strefie kamizelkę i bluzę.
Pierwsze parę kroków na powietrzu skutecznie wyleczyło mnie z jazdy w samym stroju. Wjechała kamizelka.
Na kierownicy baton Chiacharge na dobry początek. Lubię tak sobie coś wyraźnie przygotować, jak np żelek w butach do biegania, żeby nie zapomnieć zjeść.
Rower poskręcany dwa dni wcześniej powodował u mnie niepokój. Zawsze coś się może odkręcić w niesprawdzonym sprzęcie.
Generalnie dla radę elegancko. No może poza tym, że oczywiście pomiar mocy nie był przypisany do komputerka. Ale, że to Wahoo to przypisanie nowego sensora w czasie jazdy zajęło chwilę. Szkoda, że na kalibrację wpadłem dopiero na trzeciej pętli jak już miałem bombę.
W ogóle był moment, że jechałem po 27 kmh i 120 watt. Aż miałem ochotę się zatrzymać i sprawdzić czy z rowerem wszystko ok.
Trzecia pętla była bardzo ciężka. Wyjechałem cały power z mięśni… No ale nie mogło być inaczej, jak od wiosny zrobiłem może kilkanaście spacerowych treningów po godzinkę czy dwie. A tu roweru wyszło prawie sześć. A wcześniej już było 1,5h wysiłku na pływaniu. Szybko moja ulubiona dyscyplina mnie skarciła…
Koniec końców zjechałem z roweru po 5:42, czyli ok pół godziny później niż planowałem.
I jazda na bieg. Na moście przybiłem pionę z MKONEM, który już skończył swoje. To był moment kiedy liczyłem, czy dowlokłem się na bieg zanim zwycięzca wygrał całość (rozkminki jak u Wojtka Herry).
Ruszyłem na bieg. Dyscyplina, na którą w ogóle nie miałem pomysłu. Raz w życiu przebiegłem 21 km na „połówce” w Gdyni w 2018. A tak to raz w tygodniu 5 km tempem 6 min/km. Nie bardzo wiedziałem jak niby mam to przetrwać.
Pierwsza runda o dziwo ładnie poszła. Po bombie z roweru nie było już śladu. To dobrze rokowało. W duszy miałem plan, że z bieganiem zrobię jak z pływaniem. Moje żałosne, ale równe tempo i tak do mety.
Przy okazji upewniłem się, że nie dla mnie metoda Gallowaya. Zwalniałem tylko przy bufetach i co kilka kilometrów jak już było bardzo źle. 10-20 kroków i dalej świński truchcik. Trochę też bałem się, że jak się zatrzymam to już nie ruszę.
6 rund po 7 km. Druga i trzecia były ciężkie i nudne. Do mety daleko. Nogi już bolą… Czwarta już nieźle. Nowy życiowy rekord przebiegu i coraz bliżej do celu.
Piąta ciężka. Niby koniec a 14 km. Czyli trzy razy tyle co mój „trening”.
Szósta to już finisz. Nawet starałem się przyspieszyć. Chociaż to nadal było 7 km. Ale podzieliłem to mniejsze odcinki od bufetu do bufetu. Potem już dobieg do zamku, fosa, kibice, meta i: ” You are Ironman!!”.
To było ciekawe doświadczenie. Więcej bym go nie powtórzył.
Chociaż w 2013 1/4 z kanapy i w 2018 1/2 bez treningu bolały podobnie 😉
Na koniec podziękowania dla:
PaniFitter – za ekspresowy fit i wsparcie na całej trasie przez kilkanaście godzin.
Cośka, Łukasz, Suchy, Mikus – Partner in crime.
Wszyscy zaprzyjaźnieni i nowi kibice – „Dawaj Mikolaj! Dawaj Królu!” naprawdę dodawało sił!
Wszystkich firmy z którymi pracuję – „dostany” strój od Danielo, oksy od O-Shop, czy zegarek od Wahoo – te gadżety wyraźnie pomagają realizować takie wariackie pomysły.
Wania, całe Labosport i wolontariusze – tworzycie w Malborku imprezę jedyna w swoim rodzaju. Każdy startujący powinien zawitać tu choć raz.
Malborka – za wsparcie sportu – tu trzy dni w roku dosłownie oddycha się triathlonem.
To bardzo ciekawe doświadczenie, nie chciał bym go powtarzać